Zatem muszę zostawić osobiste preferencje na bok i postarać się przedstawić fakty. To, co dla jednych jest wadą, dla innych może być zaletą. Postęp wprowadzający powiew świeżości do serii można uznać za przebajerowanie, albo stwierdzić, że pewne elementy nie pasują do stylu całej gry. Ten sam bohater, którego dalsze losy ciekawią jednych, innym już dawno się przejadł. Jedni uwielbiają katakumby, inni traktują je jako drogę przez piekło… I tak dalej. Zatem – do rzeczy.
W grze znów spotykamy znanych bohaterów – Ezio, Altaira i Desmonda. Desmond pod koniec Brotherhood zapadł w śpiączkę. By utrzymać jego mózg przy życiu, Asasyni umieszczają go w Animusie, który – paradoksalnie, wcześniej mógł doprowadzić do rozdwojenia jaźni, halucynacji i innych, niemiłych przypadłości, teraz ma pomóc Desmondowi posklejać rozszczepione warstwy świadomości i pomóc mu się obudzić. Twórcy nie ukrywali, że wzorowali się na Incepcji, wszystko dzieje się na Wyspie Animusa, będącej jakby niższym poziomem: schodzimy głębiej i otrzymujemy surrealistyczny świat, jak we śnie. Prócz Desmonda na wyspie jest jeszcze ktoś, kto wyjaśnia mu, co trzeba zrobić. Kiedy Desmond wciela się w Ezio, może szukać fragmentów danych Animusa. Zebranie odpowiedniej ich ilości umożliwia odblokowanie specjalnej misji na wyspie. To zadanie jest mieszanką elementów zręcznościowych i logicznych, przypomina nieco słynny Portal. Za wykonanie misji czeka nas nagroda w postaci dodatkowych znajdziek dla trybu multiplayer, jak i poznanie szczegółów z przeszłości Desmonda.
Jednak etapy z Desmondem są względnie krótkie i głównym bohaterem, którym sterujemy przez znakomitą większość gry, jest Ezio, który zmęczony walką we Włoszech przeciwko Templariuszom zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem. Kiedy dowiaduje się o istnieniu Biblioteki Altaira, postanawia wyruszyć do Masjafu, by odkryć, jakie tajemnice zostawił w niej jego poprzednik. Jednak na miejscu okazuje się, że Templariusze już pracują nad otwarciem Biblioteki i mają jedną z pięciu pieczęci, które są do tego celu potrzebne. Oczywiście, nie możemy pozwolić, by ten artefakt pozostawał długo w ich rękach, zatem nasz bohater odzyskuje go, wyprowadzając w pole oddziały wroga albo wyrzynając kolejne zastępy żołnierzy. Ponieważ nie zaczynamy zupełnie od nowa – Ezio od początku gry ma wszystkie umiejętności, jakie nabył wcześniej – to nie ma z tym najmniejszego kłopotu. Nawet krótka niemoc po wypadku nie jest w stanie go na długo powstrzymać. Wkrótce potem dowiaduje się o pozostałych pieczęciach, ukrytych w Konstantynopolu, zatem niezwłocznie wyrusza, by je zdobyć.
W mieście wita go Yusuf Tazim, przywódca tamtejszych Asasynów. Nareszcie – nowa postać, której nie sposób nie lubić. Gdyby to on był głównym bohaterem Revelations… Tak świetnie zaprojektowanej postaci dawno nie było! Potem Ezio poznaje coraz to ważniejsze osobistości, księcia Sulejmana, który zostanie Sulejmanem Wspaniałym, Manuela Palaelogosa, ale cóż tam oni. Najważniejszą osobą w życiu Asasyna staje się piękna Sofia. W wątku romantycznym obyło się bez banalności. Brawo Ubisoft!
Czasem trudno wyjaśnić niechęć niektórych graczy do Ezio. Przecież ma on wszystko, czego potrzebuje porządny bohater gier – potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji, świetnie wygląda, ma specyficzne poczucie humoru – czego jeszcze chcieć?
Może właśnie o to chodzi – o przesadzone umiejętności. Poziom trudności walki w poprzednich częściach z Ezio był zbyt niski. Podczas kiedy Altairem musieliśmy się postarać, żeby nie nadziać się na godnego przeciwnika, kiedy w sytuacjach krytycznych byliśmy zmuszani do ucieczki, kiedy mieliśmy wrażenie, że gramy skrytobójcą, a nie niszczycielem wszystkiego, co stanie nam na drodze, tak z Ezio sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Sposobów na zabicie wroga mamy mnóstwo, jeden lepszy od drugiego. Kiedy zaczyna brakować nam „życia”, wystarczy, że zaaplikujemy sobie lekarstwo jednym naciśnięciem klawisza i możemy spokojnie działać dalej. Chociaż przeciwnicy są teraz nieco sprytniejsi, nie giną po jednym ciosie ukrytym ostrzem, mogą do nas strzelać, to nadal trzeba mocno się starać, żeby zginąć w walce.
Zamiast trudności w walce mamy dodatkowe wyzwania, by ukończyć wspomnienie na 100%. Nagrodami są, jak w przypadku Brotherhood, specjalne kody, które możemy wykorzystać przy powtarzaniu misji.
Skoro mowa o nowych możliwościach zabijania – Ezio ma do dyspozycji wszelkiego rodzaju bomby, różniące się siłą rażenia i sposobem działania. Jedne wystraszą przeciwnika, inne zatrzymają pościg, inne oszołomią – jak znana już wcześniej bomba dymna – jeszcze inne mogą wywabić ich z posterunków. Część bomb wybuchnie od razu po uderzeniu w przeszkodę, inne dopiero wtedy, kiedy ktoś je nieostrożnie trąci, niektóre przykleją się do celu. Słowem – piaskownica. W mieście mamy pełno stoisk, w których możemy owe bomby tworzyć, z kolei składniki znajdziemy w skrzynkach, przy ciałach zabitych, u kupców, część dostaniemy za misje, zatem z pewnością nie zabraknie materiałów. Smaczku zabawie dodaje Orli Zmysł, który z jednej strony powinien być lepszy – w końcu dzięki niemu możemy nie tylko odróżnić cel od strażnika, sojusznika i zwykłego przechodnia – ale też zobaczyć zaplanowaną trasę straży. Mam wrażenie, że Orli Zmysł to częściowo degradacja Orlego Wzroku, ponieważ teraz musimy się skupić na jakiejś postaci, by rozpoznać jej intencje, chociaż Ezio, który do tej pory bezbłędnie je wyczuwał, może się pomylić… Ma to pewien związek z fabułą, więc nie zdradzę szczegółów. Inna sprawa, że Ezio nadal może poradzić sobie z oddziałami wroga za pomocą tylko ukrytego ostrza…
A w zasadzie – ostrza z hakiem. Hak wydawał się dziwnym pomysłem po pierwszych zapowiedziach, ale okazało się, że sprawdza się świetnie. Walka – jak i w poprzednich częściach – pozwala na napawanie się coraz to brutalniejszymi animacjami. Możemy teraz przerzucać przeciwników i wykonywać całą masę nowych chwytów.
Poza bojowymi możliwościami hak umożliwia szybkie poruszanie się po mieście po linach i błyskawiczną wspinaczkę na górę. Sam Konstantynopol nie jest największym miastem, jakie spotkaliśmy w serii, jego powierzchnia zajmuje około 80% obszaru, jaki zajmował Rzym. Jednak w Rzymie było mnóstwo niewypełnionych przestrzeni, Konstantynopol jest gęsto zabudowany w całości. Z tego powodu twórcy zrezygnowali z jazdy konnej po mieście, która byłaby dość niewygodna. Szybkie poruszanie się umożliwia właśnie hak, a także znany z Brotherhood system podziemnych tuneli. Na szczęście nie musimy odnawiać każdego wejścia, wszystkie mamy dostępne od razu.
W mieście znajdziemy mnóstwo ciekawych budowli, zabytków, takich jak Pałac Topkapi czy Hagia Sofia. Dzięki hakowi możemy się wspinać szybciej, zatem twórcy mogli pozwolić sobie na odtworzenie nie zminiaturyzowanych konstrukcji. Widok na miasto jak zwykle jest fantastyczny – jest na co patrzeć. O wszystkich ciekawszych budowlach otrzymamy informacje w bazie danych. Jeszcze lepsze wrażenie sprawia Kapadocja, podziemne miasto, wyglądające jak wyjęte z bajki.
W Konstantynopolu trwają walki między Asasynami a Bizantyjczykami, którym teraz przypadła zaszczytna rola Templariuszy. Ezio odbija kolejne obszary w tradycyjny sposób, jak w Assassin’s Creed: Brotherhood. Mamy wieże, które musimy zdobyć, w tym celu szukamy kapitanów, by ich zabić. Dostajemy to, co było najlepsze w serii – mamy lokację i przeciwnika, musimy wymyślić, jak go dopaść. Pokonanie wroga nie stanowi kłopotu, gorzej z dogonieniem go.
Podobnie jak w Brotherhood, po zdobyciu danego obszaru możemy odnawiać sklepy, w których czekają na nas tradycyjnie broń, zbroja i amunicja u kowala, sakiewki i farbowanie ubrań u krawca, trucizna i lekarstwa u medyka. Możemy też zaopatrzyć się w składniki na bomby. Ezio teraz kolekcjonuje książki zamiast dzieł sztuki i właśnie w księgarniach może kupić mapy skarbów.
Odnawianie sklepów czy zabijanie przeciwników zwraca na nasze działania uwagę Templariuszy. Każda taka akcja zwiększa prawdopodobieństwo, że zaatakują naszą kryjówkę i spróbują ją przejąć. By temu zapobiec, Ezio musi albo zabijać świadków, chadzających tym razem w towarzystwie ochroniarzy, albo przekupywać heroldów, zmniejszając odpowiednio poziom świadomości Templariuszy o 50 i 25%. Plakatów do zrywania nie ma.
Kiedy Templariusze jednak zaatakują naszą kryjówkę, Ezio ma możliwość obronić ją w mini-grze. Tradycyjny sposób zabijania całych hord żołnierzy nie wchodził w rachubę, ponieważ twórcy uznali, że byłoby to nudne. Zamiast tego wprowadzili rozgrywkę Tower Defense, w której Ezio, stojąc na dachu, wydaje rozkazy podkomendnym. Ma na start nieco punktów morale, które może wydać na ustawianie barykad i rozmieszczanie na dachach i za przeszkodami swoich ludzi. Im lepiej idzie obrona, tym więcej punktów morale otrzymuje, zatem nie warto oszczędzać.
Rozgrywka ta zdaje się zupełnie nie pasować do dotychczasowego stylu Assassin’s Creed, ale może stanowić doskonałe urozmaicenie zadań. Jeśli Templariuszom uda się odbić kryjówkę, znów czeka nas szukanie kapitana, zabijanie go i wspinaczka na wieżę, by to obwieścić.
Podobnie jak w Brotherhood, możemy werbować nowych członków Bractwa. Tym razem zadania są zróżnicowane, każdego rekruta zdobywamy w inny sposób, czy to przez uratowanie z opresji, czy przez zmierzenie się w braterskiej rywalizacji. Potem standardowo możemy przyzywać swoich Asasynów podczas walki i wysyłać ich na misje w miastach wokół Morza Śródziemnego, dzięki czemu będą awansować i zdobywać dla nas pieniądze i materiały.
W Brotherhood misje te nie kończyły się nigdy. Po wykonaniu zadania odnawiało się ono co jakiś czas. Tak naprawdę nie miało większego znaczenia, w jaki sposób trenujemy naszych Asasynów, w Revelations każdy rekrut może specjalizować się w czymś innym. Ba, powinien się specjalizować w czymś innym, jako że niektóre misje w obrębie Morza Śródziemnego mają większe szanse powodzenia, jeśli wyślemy strzelca, czasem – jeśli wyślemy typowego tanka. Po wykonaniu zadania stopniowo przejmujemy kontrolę nad miastem, aż w końcu może stać się nasze. Zatem mamy na końcu tej mini-gry strategicznej cel, do którego możemy dążyć. Oczywiście, Templariusze mogą spróbować je odbić - i tak w kółko.
W mieście poza bieganiem, wyrzynaniem strażników i popychaniem fabuły do przodu możemy zająć się jeszcze innymi rzeczami – misjami pobocznymi, szukaniem skarbów, szukaniem fragmentów danych Animusa, książek i zwojów. W poprzednich częściach zdarzali się kieszonkowcy, zdolni okraść naszego bohatera. Teraz życie uprzykrzają nam (urozmaicają?) stalkerzy, tylko czyhający, by wbić Ezio nóż w plecy. Ich atak zabiera nam sporo życia. Możemy, oczywiście, zabić ich, albo zignorować i wykonywać swoją pracę dalej.
Najciekawszymi sekwencjami są jednak etapy, na końcu których czekają na nas pieczęcie Altaira. Zwłaszcza, że nagroda w postaci możliwości odtworzenia wspomnień słynnego Asasyna jest tego warta. Nareszcie Altair! Nareszcie?...
Po przeczytaniu w książce „Assassin’s Creed: The Secret Crusade” Olivera Bowdena opisu wydarzeń z życia Altaira miałam wrażenie, że to wszystko wygląda jak wyjęte z jakiegoś taniego filmu klasy B. Po Asasynie takim jak Altair oczekiwałam większej mądrości i opanowania, a po całej historii na pewno nie tego, że główny przeciwnik jest głupi, brzydki i niegrzeczny, i dlatego koniecznie trzeba się go pozbyć. Niestety, schemat Templariuszy żądnych tylko władzy, nękających ludzi dla samego nękania, chciwych, zazdrosnych i hamujących rozwój miasta powtórzył się i tutaj. Dodatkowo dochodzą absurdy związane z samą mechaniką gry, jak nie kończące się noże do rzucania.
Multiplayer
W Revelations znów możemy grać w trybie multiplayer. Zasady nie
zmieniły się zbyt wiele. Doszły nowe tryby, ale nadal wszystko oparte
jest na szukaniu i zabijaniu swojego celu, kiedy inni polują na nas. Na
zmianę stajemy się myśliwym i ofiarą. Na przykład tryb Deathmatch to
ulepszony „Ścigany”. Nie mamy kompasu pokazującego, gdzie znajduje się
nasz cel, musimy polegać tylko na własnej spostrzegawczości – na
szczęście model postaci należącej do gracza na całej mapie jest tylko
jeden.
W Revelations mamy oczywiście więcej nowych trybów, nowe postacie, mapy, umiejętności i atuty. Dostosowywanie wyglądu postaci zostało rozbudowane, możemy teraz wybierać praktycznie każdy element stroju osobno, dostosowywać broń, wybierać emblematy. Niektóre elementy zostaną odblokowane w kampanii singleplayer (co działania Desmonda mają wspólnego z treningiem agentów Abstergo?), niektóre odblokowują się wraz z poziomem, inne kupuje się za specjalne punkty zdobywane za ukończenie wyzwań. Poziomów jest tyle samo, co w Brotherhood, ale awansowanie jest znacznie szybsze. Za to zostały wprowadzone poziomy prestiżu, które mają przyciągnąć naszą uwagę na dłużej. Jednym z najważniejszych elementów zdaje się być odkrywanie części fabularnej i dostawanie się do tajemnic Abstergo, ale to dopiero przede mną.
Podsumowanie
Każdy fan serii Assassin’s Creed znajdzie w Revelations to, co było najlepsze w poprzednich częściach. Zatem – czas na plusy i minusy. Jeśli ktoś uważa, że znany system walki z poprzednich części za wadę, a obronę miast przy Morzu Śródziemnym za świetną zabawę, może śmiało zmienić znak na przeciwny!+ Genialna fabuła
+ Fikcja pomieszana z historią
+ Doskonale odwzorowany Konstantynopol i inne miasta wraz z zabytkami
+ Znany i lubiany system walki z nowymi elementami
+ Ulepszenie w postaci ostrza z hakiem
+ System tworzenia bomb i ich nowe zastosowania
+ Otwarty świat, a w nim mnóstwo rzeczy do zrobienia
+ Epicka, klimatyczna oprawa muzyczna
+ Dodatkowe wyzwania na 100% synchronizacji
+ Misje z Desmondem na Wyspie Animusa
+ Ulepszony tryb multiplayer z nowymi trybami
+ Fabuła w trybie multiplayer
+/- Obrona kryjówek
Minusy:
- Nadal jest trudno zginąć w walce
- Niektóre misje poboczne są nijakie i powtarzalne
- Nudna mini-gra z obroną terenów śródziemnomorskich
Artykuł pochodzi ze strony www.zakon-ac.info.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz